czwartek, 30 maja 2013

13. Zakon Feniksa 2/3



Witam w nowym rozdziale nie będzie nas (czyt. mnie, Ali i Mai) wyjeżdżamy na wycieczkę szkolną wrócimy 8 w trakcie tego wyjazdu wymyślimy coś no to już nie przynudzam  Miłego czytania
P.S Długa wyszła ta notka
....:::****:::....
- Zgłupieliście?!
- Nie, po prostu wykorzystujmy w praktyce, to co szanowni profesorowie nauczyli nas w Hogwarcie.
- Jaasne. Czy z takim zapałem ćwiczycie na przykład eliksiry?
- Oczywiście. Mamy już wywar Amortencji damy ci go w prezencie, może kiedyś go użyjesz... - odpowiedzieli z poważnymi minami.
- Baaardzo śmieszne 
- Myśleliśmy że w tym wieku to zrozumiesz 
- Hrrr... - weszłam do kuchni a chłopcy znów się deportowali. - kiedyś ich zabije - Pomyślałam. Mama przypatrywała się temu i powiedziała:
- Ginny, umyj wszystkie talerze i sztućce i jeszcze...
- Mamo dlaczego?
- Jutro wieczorem przyjedzie Harry, Dumbledore i cała ekipa.
- Te talerze mają po sto lat - jęknęłam - czego ty ode mnie oczekujesz?
- Ginerwo Weasley! Zabraniam ci na mnie podnosić głosu! Ja tu muszę zrobić warunki do życia!
- Och! A ja? Haruję całymi dniami a TY nawet mi nie podziękowałaś, albo...
- Ginny!
- NIE!!!- wybiegłam. Na schodach minęłam Hermionę, która jest chyba bardziej wyrozumiała dla mamy. Weszłam do pokoju o purpurowych barwach był strasznie zagracony, wzięłam książkę pt. "Gdzie jest Hipogryf" i zaczęłam czytać. Jak zwykle przerwali mi Ron z Hermioną, którzy chcieli, albo zostali zmuszeni poszperać i posprzątać w pokoju mamy Syriusza.
Westchnęłam, koleżance nie sposób odmówić. Wyszłam. Udałam się do mojej i Hermiony sypialni i znowu zaczytałam się w książce...
***
[1 sierpnia]
Promyk słońca obudziły mnie ze słodkiego snu. Po paru minutach prób zaśnięcia wreszcie się poddałam i wstałam. Jęknęłam cicho na ból w rękach i nogach. Zakwasy. No jeśli matka przez miesiąc wakacji każe Ci sprzątać zakurzony i nie sprzątany jakieś 50 lat to masz prawo być zmęczonym. Na dodatek ja, jedyna młoda osobniczka płci żęskiej (Herminy nie liczę, ponieważ jest traktowana ulgowo  i tak pomaga nam jak może) muszę dodatkowo rozkładać naczynia na stolę,  zbierać brudne naczynia ze stołu, myć te naczynia i jeszcze je ścierką wycierać!!!! Potem jeszcze sprzątać to co reszta moich braci robi. A dlaczego nie może tego mama zrobić magią? Ona na to: "Musisz się nauczyć posługiwać bez różdżki"
Ponowiłam próbę wstania. Mimo strasznych zakwasów wstałam. Ubrałam się w pierwszy lepszą bluzkę i krótkie spodnie. Związałam włosy w kitkę i wykorzystując "pierwszy" wolny dzień wzięłam Zmiatacza,* i zeszłam ćwiczyć Quidditcha. Sama... Dlaczego? Bo moi bracia mnie nie dopuszczają do gry. Po ok. 3 godzinach intensywnych ćwiczeń (najbardziej grając na pozycji ścigającego) wróciłam do domu. Wzięłam prysznic by zmyć pot i założyłam nowe ubranie już staranniej dobrane. Zeszłam na dół na obiad (śniadanie było jakieś 4 godziny temu) i po raz pierwszy od jakiegoś czasu zobaczyłam, że wszyscy są przygnębieni. Wesoły humor się ulotnił ze mnie.
-Co się stało-zapytałam niepewnie. mama zanosiła się płaczem. Ron wziął minie do następnego pokoju i powiedział:
-Harry w obronie własnej i swojego kuzyna -tu się skrzywił-użył zaklęcia patronusa. Ministerstwo wyrzuciło go z Hogwartu. Dumbledore i tata rozmawiają teraz z ministrem i namawiają go do dania Harry'emu jeszcze jednej szansy...-Dalej nie słuchałam pobiegłam do swojego pokoju z płaczem.
***
-Ginnerwo Weasley!!!* siedzisz tam od 5 dni i mnie nie słuchasz. Otwórz te drzwi!!! -rozkazała mama. nie szczególnie się tym przejęłam. Pierwszego dnia rozumieli że nie wychodzę z pokoju. Drugiego prosili o otworzenie. Trzeciego negocjowali. Czwartego błagali. Dziś piąty. Pff...Wzięłam się do kupy i otworzyłam drzwi. Stali tam wszyscy mieszkańcy domu.
-Nareszcie-krzyknął z uśmiechem Syriusz. I oni nazywają się czarodziejami? Przecież istnieje coś takiego jak "Alohomora"-teraz możemy ci powiedzieć że Harry przyjedzie tu za GODZINĘ.
-CO?! i wy mi to teraz mówicie?
-...przecież...
-...nie chciałaś...
-...wyjść...
-...z pokoju-powiedzieli Fred i George 
-ale istnieje coś takiego jak "Alohomora"-powiedziałam wkurzona
-No fakt.
-Za chwile jest spotkanie zakonu i ani ważcie się podsłuchiwać. Rozejść się i to zaraz. A ty Ginny masz tu kanapki nie jadłaś całe pięć dni.-położyła jedzenie na szajce i wyszła. Gdy tylko straciłam ją z zasięgu wzroku dosłownie rzuciłam się na jedzenie byłam strasznie głodna i nawet humor mi się poprawił. Kiedy zjadłam zeszłam na dół bardzo cicho żeby nie obudzić "Pani Black". Pożyczyłam kilka łajno-bomb i rzuciłam nimi w drzwi za którymi (tak mi mama powiedziała) było spotkanie. Chciałam zobaczyć czy mama mówiła prawdę o tych "zabezpieczeniach. Niestety mówiła prawdę. Usłyszałam głos Harry'ego. Czyżby już przyjechał? to ile ja jadłam? Nagle coś zaczął krzyczeć. Pobiegłam po cichu na górę to właśnie przez tego osobnika tyle płakałam a on tak po prostu się tu zjawia i nawet się ze mną nie przywitał? Nagle usłyszałam suchy trzask deportacji moich wspaniałych braci. Weszłam do mojego pokoju ubrałam się przyzwoicie  i poszłam pod pokój gdzie właśnie znajdował się Harry. Otworzyłam drzwi. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie, w tym tez piękne zielone oczy Harry'ego. Teraz cała złość się ulotniła. zapatrzyłam się w te oczy tak mi ich brakowało.
-Murphym-chrząknął Ron -co się stało?
-Harry usłyszałam twój głos i przyszłam.
-Teraz widać w was podobieństwo przed chwilą  Fred i George to powiedzieli -zaśmiała się Hermiona.
-Nie będzie można podsłuchać zakonu mama miała rację co do tych zabezpieczeń -powiedziałam.
-A ty skąd to wiesz?-zapytał się George.
-Rzuciłam w drzwi łajno-bombami- zaczerwieniłam się-ale nie o tym...
-Obiad- powiedziała mama gdy weszła do do pokoju nadal byłam na nią wkurzona na maxa mimo iż minęło 5 dni
-Ginny czy wiesz kto rzucał w drzwi tymi bombami- pokazała jedną. Kurczę zapomniałam wziąć resztę - pomyślałam
-Krzywołap uwielbia się nimi bawić. Zapewne to jego robota. A co jego też będziesz karać albo zamęczać?-powiedziałam bezczelnie

-Ych...Ginny czemu ty masz takie brudne ręce?-kolejny mój błąd. Nie umyłam rąk. Wzruszyłam ramionami zdziwiona. -marsz do łazienki.
--------
*-pożyczyła miotłę od braci 

poniedziałek, 27 maja 2013

12. Zakon Feniksa 1/3



Cześć, nazywam się Ala i będę razem z Mają i Leną pisać tego bloga. Piszę także drugiego bloga. Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba. Napisałam go sama, bez pomocy Mai i Leny, ponieważ chciałam żebyście poznali mój styl pisania. Proszę o szczere komentarze.
Ala

....:::***:::....

- Ginny, pakuj wszystkie swoje rzeczy - powiedziała do mnie mama.
- Dlaczego? - Spytałam zaniepokojona. Miałam nadzieję, że to będzie jakiś wyjazd na wakacje, czy coś.
- Wyjeżdżamy na resztę wakacji do Londynu!
- GDZIE?! - Krzyknęłam jednocześnie z bliźniakami, którzy schodzili na dół.
- Dzieci dowiecie się na miejscu. Molly, nic im nie mów! - Zobaczyłam, że Fredowi i Georgowi zrzedły miny. Chwilę się zastanowiłam i już wiedziałam: nie możemy się dowiedzieć, czyli to albo niespodzianka, albo coś bardzo ważnego związanego z Sama - Wiem - Kim. Po tonie taty dowiedziałam się, że raczej to drugie. - Ron rano poleciał samochodem po Hermionę.
- Że what? - Spytali jednocześnie bliźniacy. Jak ja nienawidziłam jak mówili jednocześnie...
- Co "że what?"? - Spytałam.
- Tata pozwolił Ronowi przelecieć się samochodem! - Prychnęłam i poszłam pakować się do pokoju nie wdając się w kłótnie bliźniaków i taty na temat "Jesteśmy starsi i to MY powinniśmy pojechać po Hermionę (czyt.: przelecieć się samochodem)". 

***
Gdy wszyscy się spakowaliśmy, wpakowaliśmy się do niebieskiego samochodu. Ja jako najmniejsza miałam najgorsze miejsce. Jaka niesprawiedliwość! Wynegocjowałam siedzenie przy oknie, ale jak mam podziwiać widoki z przygniecionym jednym ramieniem przez także zgniecioną Hermionę i drugim zgniecionym przez przyciśnięcie do okna? I tak jest lepiej bo poprzednio siedziałam pomiędzy Fredem i George'm z jakimś pakunkiem mamy na kolanach. Zamieniłam się miejscem z Ronem, który nie specjalnie był nastawiony do mojego miejsca. Zwłaszcza, że siedział koło Hemiony. To na pierwszy rzut oka widać, że na nią leci, a ona tego nie widzi! Ron MUSIAŁ się ze mną zamienić miejscem, bo wie, że mogę powiedzieć Hermionie, że się w niej zabujał. Odkryłam to na początku wakacji, czyli jakiś tydzień temu.
Zaczęłam gadać z Hermioną o różnych rzeczach. Takich jak: dlaczego zerwałam  z Michaelem Cornerem, ujawniłam przyjaciółce, że zamierza wstąpić do drużyny Quidditcha, co ostatnio jadł Krzywołap, ruszyłyśmy temat Turnieju Trójmagicznego i opowiedziałam jej o nowych 3 dziewczynach, które dołączyły do mojego rocznika w trzeciej klasie: Julia Roster, Evie Quills i Holly Quills (są bliźniaczkami).
Julia Roster to blondynka z jasnobrązowymi oczami. Jest bardzo miła i koleżeńska dla wszystkich oprócz mnie i moich przyjaciółek.
Evie i Holly Quills to są bliźniaczki. Obie mają brązowe włosy i wodnisto - niebieskie oczy. Mieszkają teraz ze mną, Fivią, Anitą i Jenny w Dormitorium. Jest nas w sumie sześć, ale dostałyśmy WIELKIE Dormitorium.
W końcu zatrzymaliśmy się przed szarym szeregowcem. Miał brudne ściany i ponure okna. W wielu miejscach czarna farba łuszczyła się i odpadała. Ze znaku dowiedziałam się, że jest to ulica Grimmauld Place. Coś mi nie pasowało...
- Dzieci, przeczytajcie napis z tej kartki i wymówcie ten napis w myślach - powiedział mój tata. Spojrzałam na karteczkę: "Grimmauld Place 12". Na budynkach były tylko tabliczki: 10, 11 i 13! Zaciekawiona tym odkryciem wymówiłam w myślach adres i dwa sąsiadujące mieszkania, z numerami 11 i 13, w szeregowcu rozszerzyły się i tam pojawił się budynek z numerem 12. Mieszkańcy pozostałych pomieszczeń zdawali się tego nie zauważyć. Ciekawe dlaczego... No tak: MAGIA.
Wypakowaliśmy swoje bagaże i ruszyliśmy do środka. Szłam długim i ponurym korytarzem. Ściany był pokryte łuszczącymi się tapetami. Odrobinę światła dawały okryte prze pajęczyny żyrandol i staroświeckie lampy gazowe niegnące wzdłuż ścian. Żyrandol i kandelabr miały kształt węży. Na ziemi leżał długi na całą długość holu dywanik. Ze ścian spoglądały na mnie i braci poczerniałe portrety. Jeden był zasłonięty przez, obgryzione przez mole, zasłony. Na końcu znajdowały się schody, z wiszącymi głowami skrzatów domowych na ścianie, przejście bez drzwi do salonu i jeszcze jedne drzwi w których stronę ruszyłam. Za nimi zapewne była kuchnia z jadalnią, lecz ja weszłam do salonu, gdzie siedziało parę osób i w tym Dumbledore, Snape (!), McGonagall, Szalonooki Moody, jakiś Murzyn w ciemno - fioletowej szacie, młoda dziewczyna (wyglądała na ok 20 lat) w różowych włosach, Syriusz i jeszcze parę osób.
Oliwkowo - zielone ściany pokryte były wyleniałymi gobelinami. W oknach wisiały długie, omszałe, zapewne niegdyś zielone, aksamitne zasłony. Podłogę pokrywał wyleniały i zakurzony dywan. Po obu stronach kominka stały oszklone serwantki, pełne wielu drogocennych przedmiotów. W rogu znajduje się stary sekretarzyk. Między kanapą, a zapadniętym fotelem ustawiony był stolik o długich, wrzecionowatych nogach. Jeśli tutaj miałam spędzić resztę wakacji to ja dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam. Na szczęście będą Fred i George, którzy zawsze mogą mnie rozśmieszyć. A nie! Zapomniałam, że oni siedzą cały czas w pokoju i coś majstrują. Kiedyś podsłuchałam, że zamierzają założyć sklep na typ Zonka. Niedoczekanie ich.
Gdy położyłam kufer, Dumbledore zobaczył, że my (całą Wealsley'ówna brygada) przybyliśmy. Uśmiechną się od ucha do ucha i powiedział ciepłym tonem:
- Witajcie! Wreszcie przybyliście. Poznajcie Kingsley'a - wskazał na murzyna - to Nimfa..
- TONKS! - Jej włosy przybrały czerwony odcień. - Nazywam się TONKS i jestem metarmorfomagiem.
- ... Tonks, Syriusza znacie, a reszta to aurorzy. Wszyscy tutaj, oprócz osób, które nie skończyły 17 lat, czyli Wy, to członkowie Za...
- STOP!!! - Wpadła do pokoju Molly. - Wiedziałam, że jak nie będzie mnie od początku to zaczniecie im mówić nie odpowiednie dla nich rzeczy!
- Molly, oni chyba powinni wiedzieć dlaczego tu są.
- Ale to jeszcze dzieci! Arturze! - Czekała na interwencję męża, ale on najwyraźniej poparł Dumbledora. - Ech... Dobra, ale nic więcej. Żadnych misji, groźnych nazwisk... - Zaczęła wyliczać matka młodych Wesleyów.
- Dobrze już dobrze Molly, rozumiemy. Najlepiej by było gdybyś zaczęła robić kolację.
- Ech... - Westchnęła i poszła.
- No więc jesteście w Zakonie Feniksa! - Widząc nasze pytające miny kontynuował. - Jest to stowarzyszenie do walki z Lordem Voldemortem - skrzywiliśmy się na jego imię - zostało ono ponownie powołane do walki. Jak skończycie 17 też będziecie mogli do niego dołączyć. Ten dom to jest jego kwatera główna. Wcześniej był tu dom rodu Blacków, ale odziedziczył go Syriusz więc będzie ten dom służył nam. Molly będzie służyła za gosposię, a wy - zwrócił się do mnie, Hermiony i moich braci - będziecie oczyszczali teren by było to miejsc mieszkalne. Trzeba posprzątać, wygonić bogina z szafy i wiele, wiele więcej. Nic  już nie powiem bo Molly nie da mi obiadu. - Zaczęliśmy jeść, a potem wszyscy poszliśmy się rozpakować. Poszłam do pokoju i zaczęłam rozmyślać o czkających mnie wakacjach. Mama krzyknęła:
- Ginny pomóż mi pozmywać naczynia. - Super, jeszcze się nie rozpakowałam, a już do garów. No tak wszyscy mili odpocząć, oczywiści oprócz mnie. Nie ma to jak cudowne wakacje...
Poszłam do kuchni, ale przede mną nagle pojawili się Fred i George.
C. D. N.

czwartek, 23 maja 2013

11.Mój bohater




Doczekaliście się 11 rozdziału. Jeszcze dziś lub jutro pojawi się następny. Czytasz = komentujesz
Maja

....:::***:::....

Nie wiem ile tam leżałam; z pewnością bardzo, bardzo dużo. Udało mi się otworzyć oczy, ale Tom znowu mi je zamkną nieznanym mi zaklęciem. Podszedł do mnie mrucząc pod nosem. Więc przygotowywuje się na nadejście Harry'ego. Wtem usłyszałam huk, wrzask i nie daleko mnie czyjeś kroki. Osobnik ten kucną i rozpoznałam głos Pottera.

- Ginny! Ginny, nie bądź martwa! - Chciałam mu odpowiedzieć, ale zaklęcie mnie paraliżowało.

- Ona się już nie obudzi. Ona umiera, a ja przybieram na sile.

- Tom pomóż.

- Niestety Harry Potterze. Nazywam się Tom Marvolo Riddle.

Nastała chwila milczenia.

- Ty... Ty... Ty jesteś Lordem Voldemortem. Nie boisz się bazyliszka... Czemu go tu nie ma?

- On przychodzi tylko na czyś rozkaz.

- Ty chyba nie...

- Tak Harry. Bezbronny. Teraz Cię unicestwię. - Potem usłyszałam jedynie szelest, ale wiem, że zarówno jak Harry jak i Tom, są wężoustymi. Nagle stałam sie jakby głucha/ W mojej głowie był jedynie rozpaczliwy krzyk. Następnie po długim milczeniu usłyszałam stukot. Czyżby Harry zabił legendarnego potwora? Podbiegł do mnie. Otworzyłam oczy i natychmiast zamknęłam. W rogu komnaty leżał bazyliszek, a obok mnie, we krwi, siedział mój wybawca. Zapiekły mnie oczy.

- Harry... Och, Harry... To ja otworzyłam Komnatę... Ale p-przysięg-gam... Nie chciałam... To on mnie z-z-zmusił, op-pętał. - Powiedziałam tkając, co chwilę. Nie obchodziły mnie uczucia. Zrozumiałam sens słów Hermiony. Harry próbował mnie uspokoić. Przytulił mnie czule mówiąc:

- Już po wszystkim Ginny. Spokojnie. Riddla już nie ma. Bazyliszka też. - Patrzyłam prosto w jego oczy. Takie piękne zielone... On mnie uratował! Ile przeze mnie do ch***ry przeżył. A jeszcze tyle przed nim...

-... Choć Ginny musimy się stąd wydostać!

Po kilku minutach wędrówki usłyszałam stukot kamieni.

- Ron!

- Ron! Ginny żyje! Tutaj! - Zawołał Harry. Zobaczyłam brata uśmiechającego się od ucha do ucha, ale wyraźnie zmęczonego.

- Ginny! Nie umarłaś! - Brat mnie przytulił, a mnie oczy zaszyły się łzami. On myślał, że jego jedyna siostra nie żyje. Potem pamiętam już tylko, że polecieliśmy na feniksie do góry.

***

- Moja mała Ginny - krzyknęła mama, która czekała w gabinecie dyrektora. - Udało wam się! Och, niech was uściskam! - Mówiła przez łzy. - Jak się wam udało?

- Myślę, że wszyscy chcemy to usłyszeć - stwierdziła McGonagal. Zaczął mówić Harry. Łzy mi wyschły. Robiłam się coraz bardziej senna. Jego opowieść przerwała pani Pomfrey, która słusznie zauważyła, że "Panna Wealsley" może być zmęczona. Poczłapałam do SS. Położyłam się w mięciutkim łóżku przykryta ciepłym kocykiem. Pani pielęgniarka podała mi czekoladę i eliksir Słodkiego Snu.

wtorek, 21 maja 2013

10. Nieproszony notes


   


Doczekaliście się 11 rozdziału. Jeszcze dziś lub jutro pojawi się następny. Czytasz = komentujesz
Maja

....:::***:::....

Nie wiem ile tam leżałam; z pewnością bardzo, bardzo dużo. Udało mi się otworzyć oczy, ale Tom znowu mi je zamkną nieznanym mi zaklęciem. Podszedł do mnie mrucząc pod nosem. Więc przygotowywuje się na nadejście Harry'ego. Wtem usłyszałam huk, wrzask i nie daleko mnie czyjeś kroki. Osobnik ten kucną i rozpoznałam głos Pottera.

- Ginny! Ginny, nie bądź martwa! - Chciałam mu odpowiedzieć, ale zaklęcie mnie paraliżowało.

- Ona się już nie obudzi. Ona umiera, a ja przybieram na sile.

- Tom pomóż.

- Niestety Harry Potterze. Nazywam się Tom Marvolo Riddle.

Nastała chwila milczenia.

- Ty... Ty... Ty jesteś Lordem Voldemortem. Nie boisz się bazyliszka... Czemu go tu nie ma?

- On przychodzi tylko na czyś rozkaz.

- Ty chyba nie...

- Tak Harry. Bezbronny. Teraz Cię unicestwię. - Potem usłyszałam jedynie szelest, ale wiem, że zarówno jak Harry jak i Tom, są wężoustymi. Nagle stałam sie jakby głucha/ W mojej głowie był jedynie rozpaczliwy krzyk. Następnie po długim milczeniu usłyszałam stukot. Czyżby Harry zabił legendarnego potwora? Podbiegł do mnie. Otworzyłam oczy i natychmiast zamknęłam. W rogu komnaty leżał bazyliszek, a obok mnie, we krwi, siedział mój wybawca. Zapiekły mnie oczy.

- Harry... Och, Harry... To ja otworzyłam Komnatę... Ale p-przysięg-gam... Nie chciałam... To on mnie z-z-zmusił, op-pętał. - Powiedziałam tkając, co chwilę. Nie obchodziły mnie uczucia. Zrozumiałam sens słów Hermiony. Harry próbował mnie uspokoić. Przytulił mnie czule mówiąc:

- Już po wszystkim Ginny. Spokojnie. Riddla już nie ma. Bazyliszka też. - Patrzyłam prosto w jego oczy. Takie piękne zielone... On mnie uratował! Ile przeze mnie do ch***ry przeżył. A jeszcze tyle przed nim...

-... Choć Ginny musimy się stąd wydostać!

Po kilku minutach wędrówki usłyszałam stukot kamieni.

- Ron!

- Ron! Ginny żyje! Tutaj! - Zawołał Harry. Zobaczyłam brata uśmiechającego się od ucha do ucha, ale wyraźnie zmęczonego.

- Ginny! Nie umarłaś! - Brat mnie przytulił, a mnie oczy zaszyły się łzami. On myślał, że jego jedyna siostra nie żyje. Potem pamiętam już tylko, że polecieliśmy na feniksie do góry.

***

- Moja mała Ginny - krzyknęła mama, która czekała w gabinecie dyrektora. - Udało wam się! Och, niech was uściskam! - Mówiła przez łzy. - Jak się wam udało?

- Myślę, że wszyscy chcemy to usłyszeć - stwierdziła McGonagal. Zaczął mówić Harry. Łzy mi wyschły. Robiłam się coraz bardziej senna. Jego opowieść przerwała pani Pomfrey, która słusznie zauważyła, że "Panna Wealsley" może być zmęczona. Poczłapałam do SS. Położyłam się w mięciutkim łóżku przykryta ciepłym kocykiem. Pani pielęgniarka podała mi czekoladę i eliksir Słodkiego Snu.

Po rozmowie  na ‘stołówce’ czułam się o wiele lepiej, a do tego zabawa na błoniach. Pritty day! Następnego dnia lekcje minęły bardzo szybko. Na świetlicy podszedł do mnie Harry i odciągnął na bok.
- Ginny, myślałem, że… to znaczy: to co usłyszałaś od koleżanek; rzeczywiście tak mówiłem. Ale to była nieprawda. Masz piękne rude włosy. Pogodzilismy się już?- i nie czekając na odpowiedź, z okrzykiem „cześć” pobiegł.
Nie mogłam się pozbierać po tym co usłyszałam. Ktos mu kazał? A może to kolejny piękny dzień w moim życiu. Wracając potem z kolacji (razem z Jeani i Melly) poczułam, że coś jest nie tak. Cos ktoś ode mnie chce. Rozejrzałam się dookoła: (to dzieje się już w PW) leżały tam książki, w tym Harry’ego. I nagle spostrzegłam. Na wierzchu jego książek leżał dziennik. Nie mogłam wziąć go przy dziewczynach. Poczułam dziwne kłucie gdzieś w boku. A jeśli Tom powie to co ja mu pisałam o Harry’m? Poczułam, że jestem głupia. Po co ja go wyrzucałam? Jutro go znajdę, i schowam bądź unicestwię- poprzysięgłam sobie. Zasnęłam z niepokojem…
…Od razu po obudzeniu przypomniałam sobie o wczorajszym wieczorze. Nie ma innej rady-pomyslałam- niż urwać się z lekcji. Zeszłam na śniadanie, a przy okazji spojrzałam na plan zajęć. Najlepsza była piata lekcja kiedy onma wróżbiarstwo. Ok.
  Pod koniec czwartej lekcji zaczęłam się niepokoić. Zadzwonił dzwonek. Wyszłam z dziewczynami. Już zupełnie zapomniałyśmy o kłótni. Zobaczyłam Harry’ego, Rona i Hermionę, którzy żywo o czymś rozmawiali, wchodząc do dormitorium. Spojrzałam na Potter’a. Od razu przypłynęły do mnie wspomnienia z jego ‘wyznania’. Nagle wyjął z kociołka jakiś czarny notes i pokazał mojemu bratu krzycząc. Za bardzo go [pamiętnik] znałam. Przerwałam Jean wykład i pod wymówką, że nie odrobiłam lekcji pobiegłam do PW. ‘W’ obrazie minęłam się ze znaną trójką. Skierowałam kroki do pokoju chłopców i zajrzałam. Nikogo na szczęście nie było. Wpadłam w furię, że Tom mógł już wszystko wygadać. Wyjęłam różdżkę i wymówiłam zaklęcie:
- Vingaardium Leviosa.- i podniosłam wszystko. To jednak nie przyniosło większych efektów. Usłyszałam w głowie cichy głosik: wiesz co masz robić; Harry już wie, wie że się w nim zakochałaś, co cię jeszcze trzyma? Rzuciłam się na łóżko, chyba Harry’ego i użyłam zaklęcia, którym rozszarpałam wszystko co było w moim zasięgu. Wreszcie znalazłam notes. Uspokoiłam się trochę. Dziennik otworzył się sam na napisie:
- „Witaj Ginny, porzuciłaś mnie. Teraz moja kolej. ”
-„Jak możesz”
Pod wpływem zmęczenia, wypuściłam z rąk dziennik. Upadłam na podłogę. Szłam jak w transie, maczałam w czymś palce, stanęłam przed wielką… kolumną? Ocknęłam się w jakimś dziwnym miejscu; wstałam. Dookoła mnie było oślizgło i mokro. Podszedł do mnie chłopak na ok. 16 lat.
- Witaj w swoim nowym domu, Ginny.
-K-kim jest-t-teś? – wydukałam.
-Jestem Tom Riddle, a to jest Komnata Tajemnic.
-Ae… e… -więcej nie zdołałam z siebie wydusić. Chciałam go zabić, zakopać, odkopać, zklonować i zabić ponownie. Spróbowałam podbiec, ale upadłam. Czułam się słaba i bezbronna. Tom podszedł i wyciągnął z mojej kieszeni MOJĄ różdżkę
- Moja mała słodka Ginny. Nie pamiętasz już tajemniczych napisów na ścianie – wszystko zaczęło do siebie pasować. Tom uśmiechnął się- Tak, tak Ginny. Twoje cudowne pożegnanie: „Jej szkielet będzie leżał w Komnacie na wieki”
-Ty oszuście!- lekko się podniosłam
- Dzięki dziennikowi i oczywiście tobie ja, Lord Voldemort, staję się coraz mocniejszy. Wybacz. Drętwota! – osunęłam się na ziemię- teraz czekamy na twojego wybawcę.