poniedziałek, 27 maja 2013

12. Zakon Feniksa 1/3



Cześć, nazywam się Ala i będę razem z Mają i Leną pisać tego bloga. Piszę także drugiego bloga. Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodoba. Napisałam go sama, bez pomocy Mai i Leny, ponieważ chciałam żebyście poznali mój styl pisania. Proszę o szczere komentarze.
Ala

....:::***:::....

- Ginny, pakuj wszystkie swoje rzeczy - powiedziała do mnie mama.
- Dlaczego? - Spytałam zaniepokojona. Miałam nadzieję, że to będzie jakiś wyjazd na wakacje, czy coś.
- Wyjeżdżamy na resztę wakacji do Londynu!
- GDZIE?! - Krzyknęłam jednocześnie z bliźniakami, którzy schodzili na dół.
- Dzieci dowiecie się na miejscu. Molly, nic im nie mów! - Zobaczyłam, że Fredowi i Georgowi zrzedły miny. Chwilę się zastanowiłam i już wiedziałam: nie możemy się dowiedzieć, czyli to albo niespodzianka, albo coś bardzo ważnego związanego z Sama - Wiem - Kim. Po tonie taty dowiedziałam się, że raczej to drugie. - Ron rano poleciał samochodem po Hermionę.
- Że what? - Spytali jednocześnie bliźniacy. Jak ja nienawidziłam jak mówili jednocześnie...
- Co "że what?"? - Spytałam.
- Tata pozwolił Ronowi przelecieć się samochodem! - Prychnęłam i poszłam pakować się do pokoju nie wdając się w kłótnie bliźniaków i taty na temat "Jesteśmy starsi i to MY powinniśmy pojechać po Hermionę (czyt.: przelecieć się samochodem)". 

***
Gdy wszyscy się spakowaliśmy, wpakowaliśmy się do niebieskiego samochodu. Ja jako najmniejsza miałam najgorsze miejsce. Jaka niesprawiedliwość! Wynegocjowałam siedzenie przy oknie, ale jak mam podziwiać widoki z przygniecionym jednym ramieniem przez także zgniecioną Hermionę i drugim zgniecionym przez przyciśnięcie do okna? I tak jest lepiej bo poprzednio siedziałam pomiędzy Fredem i George'm z jakimś pakunkiem mamy na kolanach. Zamieniłam się miejscem z Ronem, który nie specjalnie był nastawiony do mojego miejsca. Zwłaszcza, że siedział koło Hemiony. To na pierwszy rzut oka widać, że na nią leci, a ona tego nie widzi! Ron MUSIAŁ się ze mną zamienić miejscem, bo wie, że mogę powiedzieć Hermionie, że się w niej zabujał. Odkryłam to na początku wakacji, czyli jakiś tydzień temu.
Zaczęłam gadać z Hermioną o różnych rzeczach. Takich jak: dlaczego zerwałam  z Michaelem Cornerem, ujawniłam przyjaciółce, że zamierza wstąpić do drużyny Quidditcha, co ostatnio jadł Krzywołap, ruszyłyśmy temat Turnieju Trójmagicznego i opowiedziałam jej o nowych 3 dziewczynach, które dołączyły do mojego rocznika w trzeciej klasie: Julia Roster, Evie Quills i Holly Quills (są bliźniaczkami).
Julia Roster to blondynka z jasnobrązowymi oczami. Jest bardzo miła i koleżeńska dla wszystkich oprócz mnie i moich przyjaciółek.
Evie i Holly Quills to są bliźniaczki. Obie mają brązowe włosy i wodnisto - niebieskie oczy. Mieszkają teraz ze mną, Fivią, Anitą i Jenny w Dormitorium. Jest nas w sumie sześć, ale dostałyśmy WIELKIE Dormitorium.
W końcu zatrzymaliśmy się przed szarym szeregowcem. Miał brudne ściany i ponure okna. W wielu miejscach czarna farba łuszczyła się i odpadała. Ze znaku dowiedziałam się, że jest to ulica Grimmauld Place. Coś mi nie pasowało...
- Dzieci, przeczytajcie napis z tej kartki i wymówcie ten napis w myślach - powiedział mój tata. Spojrzałam na karteczkę: "Grimmauld Place 12". Na budynkach były tylko tabliczki: 10, 11 i 13! Zaciekawiona tym odkryciem wymówiłam w myślach adres i dwa sąsiadujące mieszkania, z numerami 11 i 13, w szeregowcu rozszerzyły się i tam pojawił się budynek z numerem 12. Mieszkańcy pozostałych pomieszczeń zdawali się tego nie zauważyć. Ciekawe dlaczego... No tak: MAGIA.
Wypakowaliśmy swoje bagaże i ruszyliśmy do środka. Szłam długim i ponurym korytarzem. Ściany był pokryte łuszczącymi się tapetami. Odrobinę światła dawały okryte prze pajęczyny żyrandol i staroświeckie lampy gazowe niegnące wzdłuż ścian. Żyrandol i kandelabr miały kształt węży. Na ziemi leżał długi na całą długość holu dywanik. Ze ścian spoglądały na mnie i braci poczerniałe portrety. Jeden był zasłonięty przez, obgryzione przez mole, zasłony. Na końcu znajdowały się schody, z wiszącymi głowami skrzatów domowych na ścianie, przejście bez drzwi do salonu i jeszcze jedne drzwi w których stronę ruszyłam. Za nimi zapewne była kuchnia z jadalnią, lecz ja weszłam do salonu, gdzie siedziało parę osób i w tym Dumbledore, Snape (!), McGonagall, Szalonooki Moody, jakiś Murzyn w ciemno - fioletowej szacie, młoda dziewczyna (wyglądała na ok 20 lat) w różowych włosach, Syriusz i jeszcze parę osób.
Oliwkowo - zielone ściany pokryte były wyleniałymi gobelinami. W oknach wisiały długie, omszałe, zapewne niegdyś zielone, aksamitne zasłony. Podłogę pokrywał wyleniały i zakurzony dywan. Po obu stronach kominka stały oszklone serwantki, pełne wielu drogocennych przedmiotów. W rogu znajduje się stary sekretarzyk. Między kanapą, a zapadniętym fotelem ustawiony był stolik o długich, wrzecionowatych nogach. Jeśli tutaj miałam spędzić resztę wakacji to ja dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam. Na szczęście będą Fred i George, którzy zawsze mogą mnie rozśmieszyć. A nie! Zapomniałam, że oni siedzą cały czas w pokoju i coś majstrują. Kiedyś podsłuchałam, że zamierzają założyć sklep na typ Zonka. Niedoczekanie ich.
Gdy położyłam kufer, Dumbledore zobaczył, że my (całą Wealsley'ówna brygada) przybyliśmy. Uśmiechną się od ucha do ucha i powiedział ciepłym tonem:
- Witajcie! Wreszcie przybyliście. Poznajcie Kingsley'a - wskazał na murzyna - to Nimfa..
- TONKS! - Jej włosy przybrały czerwony odcień. - Nazywam się TONKS i jestem metarmorfomagiem.
- ... Tonks, Syriusza znacie, a reszta to aurorzy. Wszyscy tutaj, oprócz osób, które nie skończyły 17 lat, czyli Wy, to członkowie Za...
- STOP!!! - Wpadła do pokoju Molly. - Wiedziałam, że jak nie będzie mnie od początku to zaczniecie im mówić nie odpowiednie dla nich rzeczy!
- Molly, oni chyba powinni wiedzieć dlaczego tu są.
- Ale to jeszcze dzieci! Arturze! - Czekała na interwencję męża, ale on najwyraźniej poparł Dumbledora. - Ech... Dobra, ale nic więcej. Żadnych misji, groźnych nazwisk... - Zaczęła wyliczać matka młodych Wesleyów.
- Dobrze już dobrze Molly, rozumiemy. Najlepiej by było gdybyś zaczęła robić kolację.
- Ech... - Westchnęła i poszła.
- No więc jesteście w Zakonie Feniksa! - Widząc nasze pytające miny kontynuował. - Jest to stowarzyszenie do walki z Lordem Voldemortem - skrzywiliśmy się na jego imię - zostało ono ponownie powołane do walki. Jak skończycie 17 też będziecie mogli do niego dołączyć. Ten dom to jest jego kwatera główna. Wcześniej był tu dom rodu Blacków, ale odziedziczył go Syriusz więc będzie ten dom służył nam. Molly będzie służyła za gosposię, a wy - zwrócił się do mnie, Hermiony i moich braci - będziecie oczyszczali teren by było to miejsc mieszkalne. Trzeba posprzątać, wygonić bogina z szafy i wiele, wiele więcej. Nic  już nie powiem bo Molly nie da mi obiadu. - Zaczęliśmy jeść, a potem wszyscy poszliśmy się rozpakować. Poszłam do pokoju i zaczęłam rozmyślać o czkających mnie wakacjach. Mama krzyknęła:
- Ginny pomóż mi pozmywać naczynia. - Super, jeszcze się nie rozpakowałam, a już do garów. No tak wszyscy mili odpocząć, oczywiści oprócz mnie. Nie ma to jak cudowne wakacje...
Poszłam do kuchni, ale przede mną nagle pojawili się Fred i George.
C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz