Cześć, nazywam się
Ala i będę razem z Mają i Leną pisać tego bloga. Piszę także drugiego bloga. Mam nadzieję, że
ten rozdział się Wam spodoba. Napisałam go sama, bez pomocy Mai i Leny,
ponieważ chciałam żebyście poznali mój styl pisania. Proszę o szczere
komentarze.
Ala
....:::***:::....
- Ginny, pakuj wszystkie swoje rzeczy - powiedziała do mnie mama.
- Dlaczego? -
Spytałam zaniepokojona. Miałam nadzieję, że to będzie jakiś wyjazd na wakacje,
czy coś.
- Wyjeżdżamy na
resztę wakacji do Londynu!
- GDZIE?! -
Krzyknęłam jednocześnie z bliźniakami, którzy schodzili na dół.
- Dzieci dowiecie
się na miejscu. Molly, nic im nie mów! - Zobaczyłam, że Fredowi i Georgowi
zrzedły miny. Chwilę się zastanowiłam i już wiedziałam: nie możemy się
dowiedzieć, czyli to albo niespodzianka, albo coś bardzo ważnego związanego z
Sama - Wiem - Kim. Po tonie taty dowiedziałam się, że raczej to drugie. - Ron
rano poleciał samochodem po Hermionę.
- Że what? -
Spytali jednocześnie bliźniacy. Jak ja nienawidziłam jak mówili jednocześnie...
- Co "że what?"?
- Spytałam.
- Tata pozwolił
Ronowi przelecieć się samochodem! - Prychnęłam i poszłam pakować się do pokoju
nie wdając się w kłótnie bliźniaków i taty na temat "Jesteśmy starsi i to
MY powinniśmy pojechać po Hermionę (czyt.: przelecieć się samochodem)".
***
Gdy wszyscy się
spakowaliśmy, wpakowaliśmy się do niebieskiego samochodu. Ja jako najmniejsza
miałam najgorsze miejsce. Jaka niesprawiedliwość! Wynegocjowałam siedzenie przy
oknie, ale jak mam podziwiać widoki z przygniecionym jednym ramieniem przez
także zgniecioną Hermionę i drugim zgniecionym przez przyciśnięcie do okna? I
tak jest lepiej bo poprzednio siedziałam pomiędzy Fredem i George'm z jakimś
pakunkiem mamy na kolanach. Zamieniłam się miejscem z Ronem, który nie
specjalnie był nastawiony do mojego miejsca. Zwłaszcza, że siedział koło
Hemiony. To na pierwszy rzut oka widać, że na nią leci, a ona tego nie widzi!
Ron MUSIAŁ się ze mną zamienić miejscem, bo wie, że mogę powiedzieć Hermionie,
że się w niej zabujał. Odkryłam to na początku wakacji, czyli jakiś tydzień
temu.
Zaczęłam gadać z
Hermioną o różnych rzeczach. Takich jak: dlaczego zerwałam
z Michaelem Cornerem, ujawniłam przyjaciółce, że zamierza wstąpić do
drużyny Quidditcha, co ostatnio jadł Krzywołap, ruszyłyśmy
temat Turnieju Trójmagicznego i opowiedziałam jej o nowych 3 dziewczynach,
które dołączyły do mojego rocznika w trzeciej klasie: Julia Roster, Evie Quills
i Holly Quills (są bliźniaczkami).
Julia Roster to
blondynka z jasnobrązowymi oczami. Jest bardzo miła i koleżeńska dla wszystkich
oprócz mnie i moich przyjaciółek.
Evie i Holly Quills
to są bliźniaczki. Obie mają brązowe włosy i wodnisto - niebieskie oczy.
Mieszkają teraz ze mną, Fivią, Anitą i Jenny w Dormitorium. Jest nas w
sumie sześć, ale dostałyśmy WIELKIE Dormitorium.
W końcu
zatrzymaliśmy się przed szarym szeregowcem. Miał brudne ściany i ponure okna. W
wielu miejscach czarna farba łuszczyła się i odpadała. Ze znaku dowiedziałam
się, że jest to ulica Grimmauld Place. Coś mi nie pasowało...
- Dzieci,
przeczytajcie napis z tej kartki i wymówcie ten napis w myślach - powiedział
mój tata. Spojrzałam na karteczkę: "Grimmauld Place 12". Na budynkach
były tylko tabliczki: 10, 11 i 13! Zaciekawiona tym odkryciem wymówiłam w
myślach adres i dwa sąsiadujące mieszkania, z numerami 11 i 13, w szeregowcu
rozszerzyły się i tam pojawił się budynek z numerem 12. Mieszkańcy pozostałych
pomieszczeń zdawali się tego nie zauważyć. Ciekawe dlaczego... No tak: MAGIA.
Wypakowaliśmy swoje
bagaże i ruszyliśmy do środka. Szłam długim i ponurym korytarzem. Ściany był
pokryte łuszczącymi się tapetami. Odrobinę światła dawały okryte prze pajęczyny
żyrandol i staroświeckie lampy gazowe niegnące wzdłuż ścian. Żyrandol i
kandelabr miały kształt węży. Na ziemi leżał długi na całą długość holu
dywanik. Ze ścian spoglądały na mnie i braci poczerniałe portrety. Jeden był
zasłonięty przez, obgryzione przez mole, zasłony. Na końcu znajdowały się
schody, z wiszącymi głowami skrzatów domowych na ścianie, przejście bez drzwi
do salonu i jeszcze jedne drzwi w których stronę ruszyłam. Za nimi zapewne była
kuchnia z jadalnią, lecz ja weszłam do salonu, gdzie siedziało parę osób i w
tym Dumbledore, Snape (!), McGonagall, Szalonooki Moody, jakiś Murzyn w ciemno
- fioletowej szacie, młoda dziewczyna (wyglądała na ok 20 lat) w różowych
włosach, Syriusz i jeszcze parę osób.
Oliwkowo - zielone
ściany pokryte były wyleniałymi gobelinami. W oknach wisiały długie, omszałe,
zapewne niegdyś zielone, aksamitne zasłony. Podłogę pokrywał wyleniały i
zakurzony dywan. Po obu stronach kominka stały oszklone serwantki, pełne wielu
drogocennych przedmiotów. W rogu znajduje się stary sekretarzyk. Między kanapą,
a zapadniętym fotelem ustawiony był stolik o długich, wrzecionowatych nogach.
Jeśli tutaj miałam spędzić resztę wakacji to ja dziękuję za propozycję, ale nie
skorzystam. Na szczęście będą Fred i George, którzy zawsze mogą mnie
rozśmieszyć. A nie! Zapomniałam, że oni siedzą cały czas w pokoju i coś
majstrują. Kiedyś podsłuchałam, że zamierzają założyć sklep na typ Zonka.
Niedoczekanie ich.
Gdy położyłam
kufer, Dumbledore zobaczył, że my (całą Wealsley'ówna brygada) przybyliśmy.
Uśmiechną się od ucha do ucha i powiedział ciepłym tonem:
- Witajcie!
Wreszcie przybyliście. Poznajcie Kingsley'a - wskazał na murzyna - to Nimfa..
- TONKS! - Jej
włosy przybrały czerwony odcień. - Nazywam się TONKS i jestem metarmorfomagiem.
- ... Tonks,
Syriusza znacie, a reszta to aurorzy. Wszyscy tutaj, oprócz osób, które nie
skończyły 17 lat, czyli Wy, to członkowie Za...
- STOP!!! - Wpadła
do pokoju Molly. - Wiedziałam, że jak nie będzie mnie od początku to zaczniecie
im mówić nie odpowiednie dla nich rzeczy!
- Molly, oni chyba
powinni wiedzieć dlaczego tu są.
- Ale to jeszcze
dzieci! Arturze! - Czekała na interwencję męża, ale on najwyraźniej poparł
Dumbledora. - Ech... Dobra, ale nic więcej. Żadnych misji, groźnych nazwisk...
- Zaczęła wyliczać matka młodych Wesleyów.
- Dobrze już dobrze
Molly, rozumiemy. Najlepiej by było gdybyś zaczęła robić kolację.
- Ech... -
Westchnęła i poszła.
- No więc jesteście
w Zakonie Feniksa! - Widząc nasze pytające miny kontynuował. - Jest to
stowarzyszenie do walki z Lordem Voldemortem - skrzywiliśmy się na jego imię -
zostało ono ponownie powołane do walki. Jak skończycie 17 też będziecie mogli
do niego dołączyć. Ten dom to jest jego kwatera główna. Wcześniej był tu dom
rodu Blacków, ale odziedziczył go Syriusz więc będzie ten dom służył nam. Molly
będzie służyła za gosposię, a wy - zwrócił się do mnie, Hermiony i
moich braci - będziecie oczyszczali teren by było to miejsc mieszkalne. Trzeba
posprzątać, wygonić bogina z szafy i wiele, wiele
więcej. Nic już nie powiem bo Molly nie da mi obiadu. -
Zaczęliśmy jeść, a potem wszyscy poszliśmy się rozpakować. Poszłam do pokoju i
zaczęłam rozmyślać o czkających mnie wakacjach. Mama krzyknęła:
- Ginny pomóż mi
pozmywać naczynia. - Super, jeszcze się nie rozpakowałam, a już do garów.
No tak wszyscy mili odpocząć, oczywiści oprócz mnie. Nie ma to jak cudowne
wakacje...
Poszłam do
kuchni, ale przede mną nagle pojawili się Fred i George.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz