czwartek, 23 maja 2013

11.Mój bohater




Doczekaliście się 11 rozdziału. Jeszcze dziś lub jutro pojawi się następny. Czytasz = komentujesz
Maja

....:::***:::....

Nie wiem ile tam leżałam; z pewnością bardzo, bardzo dużo. Udało mi się otworzyć oczy, ale Tom znowu mi je zamkną nieznanym mi zaklęciem. Podszedł do mnie mrucząc pod nosem. Więc przygotowywuje się na nadejście Harry'ego. Wtem usłyszałam huk, wrzask i nie daleko mnie czyjeś kroki. Osobnik ten kucną i rozpoznałam głos Pottera.

- Ginny! Ginny, nie bądź martwa! - Chciałam mu odpowiedzieć, ale zaklęcie mnie paraliżowało.

- Ona się już nie obudzi. Ona umiera, a ja przybieram na sile.

- Tom pomóż.

- Niestety Harry Potterze. Nazywam się Tom Marvolo Riddle.

Nastała chwila milczenia.

- Ty... Ty... Ty jesteś Lordem Voldemortem. Nie boisz się bazyliszka... Czemu go tu nie ma?

- On przychodzi tylko na czyś rozkaz.

- Ty chyba nie...

- Tak Harry. Bezbronny. Teraz Cię unicestwię. - Potem usłyszałam jedynie szelest, ale wiem, że zarówno jak Harry jak i Tom, są wężoustymi. Nagle stałam sie jakby głucha/ W mojej głowie był jedynie rozpaczliwy krzyk. Następnie po długim milczeniu usłyszałam stukot. Czyżby Harry zabił legendarnego potwora? Podbiegł do mnie. Otworzyłam oczy i natychmiast zamknęłam. W rogu komnaty leżał bazyliszek, a obok mnie, we krwi, siedział mój wybawca. Zapiekły mnie oczy.

- Harry... Och, Harry... To ja otworzyłam Komnatę... Ale p-przysięg-gam... Nie chciałam... To on mnie z-z-zmusił, op-pętał. - Powiedziałam tkając, co chwilę. Nie obchodziły mnie uczucia. Zrozumiałam sens słów Hermiony. Harry próbował mnie uspokoić. Przytulił mnie czule mówiąc:

- Już po wszystkim Ginny. Spokojnie. Riddla już nie ma. Bazyliszka też. - Patrzyłam prosto w jego oczy. Takie piękne zielone... On mnie uratował! Ile przeze mnie do ch***ry przeżył. A jeszcze tyle przed nim...

-... Choć Ginny musimy się stąd wydostać!

Po kilku minutach wędrówki usłyszałam stukot kamieni.

- Ron!

- Ron! Ginny żyje! Tutaj! - Zawołał Harry. Zobaczyłam brata uśmiechającego się od ucha do ucha, ale wyraźnie zmęczonego.

- Ginny! Nie umarłaś! - Brat mnie przytulił, a mnie oczy zaszyły się łzami. On myślał, że jego jedyna siostra nie żyje. Potem pamiętam już tylko, że polecieliśmy na feniksie do góry.

***

- Moja mała Ginny - krzyknęła mama, która czekała w gabinecie dyrektora. - Udało wam się! Och, niech was uściskam! - Mówiła przez łzy. - Jak się wam udało?

- Myślę, że wszyscy chcemy to usłyszeć - stwierdziła McGonagal. Zaczął mówić Harry. Łzy mi wyschły. Robiłam się coraz bardziej senna. Jego opowieść przerwała pani Pomfrey, która słusznie zauważyła, że "Panna Wealsley" może być zmęczona. Poczłapałam do SS. Położyłam się w mięciutkim łóżku przykryta ciepłym kocykiem. Pani pielęgniarka podała mi czekoladę i eliksir Słodkiego Snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz